Dlaczego nie mieszkamy w campervanie na stałe?
Gdy zdecydowałam się na kupno blaszaka i przerobienie go na campervana byłam święcie przekonana, że będę w nim mieszkała cały czas. Wcześniej mieszkałam w Toyocie Previi przez 3 miesiące i jakoś dałam radę. W związku z tym mieszkanie w campervanie z normalną kuchnią, prysznicem i ciepłą wodą wydawało mi się czystym luksusem. Do tego ta bliskość natury, możliwość mieszkania bezpośrednio na plaży, brak kosztów za wynajem, no i wolność…
Brzmi idealnie prawda? Dlaczego zatem (pomimo, że nasz van jest do tego dostosowany) nie chcemy na stałe mieszkać w campervanie? Znajdzie się na to kilka poważanych powodów.
Co znajdziesz w tym artykule?
1. Za mało miejsca w L2H2 dla dwóch osób
Zacznijmy od argumentów bardziej indywidulanych, czyli tych powiązanych z rozmiarem vana. Otóż kupując mojego Citroena Jumpera L2H2 zakładałam, że będę nim podróżowała sama po Europie. Priorytetem była więc kompaktowość, bo miało to być moje jedyne auto. Musiałam więc względnie komfortowo móc się nim wszędzie poruszać. L2H2 wydawało mi się idealną opcją, bo mieści się na normalnym miejscu parkingowym.
Zupełnie jednak nie przewidziałam, że zanim jeszcze odbiorę mojego kampera, poznam faceta, który do tych moich podróży dołączy. No i tu zaczyna się robić co prawda bardzo romantycznie, ale też bardzo ciasno.
Miejsce do pracy blokuje przejście
Oboje pracujemy zdalnie i z naszym nowym routerem przez większość czasu możemy to robić z campera – nawet z dwoma monitorami Fabiana. Ale! Gdy wysuniemy spod łóżka stół do pracy, to zajmuje on całą wolną przestrzeń po środku. W rezultacie w vanie nie da się ruszyć. Nie można pójść siku i nie można przygotować śniadania bez przeszkadzania drugiej osobie, a wyjście z vana jest znacząco utrudnione.
Oczywiście można znaleźć jakieś rozwiązanie, na przykład wspólne godziny pracy. Jednak wiąże się to z ciągłym kompromisem, a to ogranicza możliwość skupienia i efektywność podczas pracy. Idealne byłyby dwa oddzielne miejsca do pracy nie blokujące głównej przestrzeni w vanie – i to jest nasz cel na następną zabudowę.
Wymiary Citroena L2H2
Ogólnie przestrzeń, którą mamy do dyspozycji w Citroenie L2H2, jest po prostu za mała. Szczególnie dla Fabiana, który ma 195 cm wzrostu. Nie powinno zatem dziwić, że nie jest on w stanie wygodnie w środku stać. Żeby to uzyskać, musielibyśmy kupić auto o wysokości H3. Dodatkowym problemem jest łóżko, które ma 120×198 cm. Jego długość prawie odpowiada wysokości Fabiana, więc brakuje kilku centrymetrów, żeby mógł w nim na prosto leżeć na wznak. Rozwiązanie tego problemu byłoby przedłużenie przestrzeni łóżkowej chociaż po jednej stronie vana – i to też jest nasz cel na następną zabudowę.
2. A co, gdy pada deszcz?
Ogólnie fajnie się mieszka w vanie, jak jest ładna pogoda. Można mieć otwarte drzwi albo okna, spędzać dużo czasu na zewnątrz. Piankę po surfingu i włosy da się wysuszyć na słońcu w maks godzinę. Ale jak się robi pochmurnie i wietrznie, albo pada kilka dni pod rząd, to już niestety tak fajnie nie jest – a tak wygląda na przykład zima w Portugalii.
Cały dzień siedzi się w vanie, pianka nie schnie przez tydzień, w środku nie ma gdzie powiesić mokrej kurtki. Zdecydowanie wolimy wybierać sobie dni albo tygodnie, a nawet miesiące, kiedy jest ładna pogoda i wtedy delektować się van lifem.
3. Wszystko trzeba robić razem
Gdy Twoje auto jest nie tylko środkiem transportu, ale też mieszkaniem, okazuje się, że nie można tak po prostu wyjść z domu i podjechać do sklepu, na kawę z przyjaciółką albo na trening. Trzeba zabrać ze sobą cały dom. Pomijając już zabezpieczenie w środku wszystkich rzeczy przed jazdą, oznacza to przede wszystkim robienie dosłownie wszystkiego, co wymaga transportu, razem.
Ustalanie codziennie pasującego obu osobom planu dnia to znowu ciągłe kompromisy. W rezultacie oboje mamy bardzo ograniczoną możliwość niezależnego spędzania czasu wolnego. Mamy wiele wspólnych zainteresowań, ale lubimy też spędzać czas osobno. Doświadczać nowych rzeczy i poznawać nowych ludzi, a później dzielić się tym ze sobą. Natomiast żyjąc w vanie siedzimy sobie na głowie 24/7. Niezbyt to zdrowe, przynajmniej z naszego punktu widzenia.
4. Samochody to się jednak psują…
Kupując samochód, który miał na liczniku 220 000 km spodziewałam się częstych wizyt u mechanika. Jednak rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Przez pierwsze pół roku korzystałam w podróży z pomocy ponad pięciu mechaników. I to pomimo, że wszystkie podzespoły, które tego wymagały zostały odświeżone lub wymienione w samochodzie przed robieniem zabudowy.
- We Francji padł filtr DPF i w tylnej lampie zbierała się wodę (w całym zakładzie mechanicznym nikt nie potrafił powiedzieć po angielsku więcej niż „hello”).
- W Portugalii czyszczenie filtra DPF, wymiana wtryskiwaczy w systemie DPF, wymiana paska rozrządu i wymiana oleju.
- Ponownie Portugalia i wizyta u innego mechanika, ponieważ zapaliła się ikonka oleju (pomimo jego wymiany).
- W Hiszpanii usuwanie błędu z komputera samochodu i wymiana żarówki.
- Na Kanarach przewożenie samochodu dwa razy lawetą, wymiana czujnika w silniku i wymiana baterii.
Każda z tych awarii podczas bycia za granicą to nie tylko spora suma wydanych pieniędzy, to też mnóstwo stresu i czasu. Oznacza to szukanie dobrego i godnego zaufania mechanika, i to najlepiej takiego, który rozmawia po angielsku. Przerzucanie rzeczy z vana do mieszkania na czas naprawy i brak środka transportu. Ściąganie nowych części i wydłużający się czas oczekiwania. Totalna niepewność i brak komfortu.
Już nawet nie wspomnę o tym, że w międzyczasie cały czas trzeba normalnie żyć i pracować! Przygody są super, nawet te bardziej wymagające lub z pozoru negatywne, ale jednak fajnie jest mieć ten bezpieczny dach nad głową w razie czego. Nawet jeżeli to tylko wynajęte na parę miesięcy mieszkanie, to daje ono namiastkę stabilności, gdy walą się inne kwestie.
5. Ograniczone życie towarzyskie
Wiem, to brzmi trochę dziwnie, ale muszę o tym wspomnieć. Mieszkając na dziko w vanie człowiek się ciągle przemieszcza. A to żeby zobaczyć coś nowego, a to dlatego, że gdzieś tam są lepsze fale, albo dlatego że akurat policja wyprosiła wszystkich z danego spotu. Ogólnie van life to ciągła podróż, więc ciężko bez zatrzymywania się gdzieś na dłużej spontanicznie poznać jakiś fajnych ludzi.
Oczywiście na większości camperowych spotów, nawet tych dzikich, jest jakaś społeczność. Stoją inne vany, ludzie siedzą na zewnątrz, wracają z surfa, albo bawią się z psami. Wydaje się, że jest mnóstwo okazji, żeby się poznać, pooglądać nawzajem swoje świetne campery, pogadać o różnych rozwiązaniach i spędzić wieczór z nowymi znajomymi przy winie siedząc w kręgu kamperów. Czy to nie tak właśnie wygląda życie w vanie przedstawiane przez wielu influencerów? Problem w tym, że jeżeli nie zarabiasz na życie poprzez social media i musisz pracować przez cały dzień w zamkniętym vanie, to nie ma zbyt wielu okazji, żeby robić te wszystkie fajne rzeczy.
Podsumowując, znacznie łatwiej jest nam wynająć mieszkanie w miasteczku, gdzie jest dużo cyfrowych nomadów i pójść na cotygodniowe spotkanie w jednym z barów w Las Palmas, zapisać się na zajęcia jogi w Ericeira, albo pójść na kurs salsy czy hiszpańskiego w Corralejo, żeby poznać nowych ludzi o podobnych zainteresowaniach.
6. Życie w campervanie zajmuje strasznie dużo czasu
Ilość czasu, który poświęcamy w vanie na organizację życia jest wyjątkowo duża. Wszystko trwa dwa razy dłużej niż normlanie, nawet jeżeli zawsze kładziemy rzeczy na miejsce i stosujemy nasze sprawdzone systemy.
Nie można po bieganiu albo surfie szybko wskoczyć pod prysznic, bo trzeba najpierw sprzątnąć blat, rozwiesić zasłonę i odkręcić gaz.
Przynajmniej raz w tygodniu musimy znaleźć czas na uzupełnienie wody i spuszczenie tej brudnej. Niestety nie zawsze można to szybko zrobić. Czasami trzeba poświęcić cały wieczór, żeby znaleźć odpowiednie miejsce. W Portugalii niektóre stacje paliw zabraniają na przykład uzupełniać zbiorniki wodą z dystrybutorów.
Mała przestrzeń brudzi się też znacznie szybciej, więc sprzątanie jest konieczne codziennie. Ja czasami pięć razy dziennie zamiatam podłogę w vanie :D. No i oczywiście nie można po kolacji wrzucić na luz i posprzątać później. Trzeba posprzątać od razu, bo cały van będzie śmierdział i wszystko do rana zaschnie.
Fajnie jest móc delektować się co jakiś czas takim slow life’m, ale zgodnie stwierdziliśmy, że na co dzień niestety przysparza nam to więcej stresu niż spokoju.
7. Podsumowanie: dlaczego nie mieszkamy w campervanie?
Oboje uwielbiamy van life za to, że pozwala nam być blisko natury, za poczucie wolności, za ograniczenie wyimaginowanych konsumpcyjnych potrzeb i za możliwość odkrywania nowych niesamowitych miejsc. Jednak van life to też wiele kompromisów, które znacząco utrudniają zwykłe codzienne życie i potrafią człowieka zwyczajnie zmęczyć.
Czasami sobie myślę, że może gdybyśmy mieli większego albo lepiej dostosowanego vana, byłoby lepiej. Ale pokażcie mi osobę, która ze swojego vana jest w 100% zadowolona i nic by w nim nie zmieniła. Ja takiej nie znam.
Gdy w czasie rozmowy z ludźmi spotkanymi na dzikich spotach mówię, że w sumie to mamy wynajęte niedaleko mieszkanie i nie żyjemy w vanie na stałe, to nie słyszę od nich odpowiedzi w stylu „ale z was mięczaki”. Słyszę raczej, jak to super jest mieć jednak to mieszkanie i wiele historii o tym, jak ciężko czasami żyje się tylko w vanie.
Dopiero po kilku takich rozmowach i kilku usłyszanych historiach zrozumiałam, że nam prawdziwą wolność daje możliwość wyboru. Możliwość zdecydowania, czy chcemy tę noc, ten tydzień lub ten miesiąc spędzić w vanie, czy może w mieszkaniu.